środa, 26 października 2011

Bez nocnego

Ponad rok temu, dzięki oddolnej inicjatywie, na ulice Koszalina powróciła nocna komunikacja. Miasto pozostawało dłuższy czas bez komunikacji publicznej w godzinach nocnych, ze względu, na nierentowność przedsięwzięcia – dla zbyt małej liczby osób oferta koszalińskiego MZK w tym zakresie była atrakcyjna. Linię więc zlikwidowano, mimo że od samego początku wskazywano na liczne, delikatnie mówiąc, nie najlepsze rozwiązania wdrożone przy jej tworzeniu: niska częstotliwość kursowania, duży koszt przejazdu czy wreszcie mało atrakcyjna dla pasażerów trasa. Pojawiały się również głosy poddające w wątpliwość sens istnienia takiej linii jako, że miała ona służyć jedynie „pijanym studentom wracającym z knajp”

Pół roku temu linia wróciła. Władze z radością przyjęły inicjatywę obywatelską, wydały odpowiednie polecenia i znowu możliwe stało się podróżowanie po Koszalinie w godzinach nocnych. W stosunku do linii z 2009 roku wprowadzono pewne zmiany: autobus jeździł częściej, zmodyfikowano także trasę. MZK pozostało jednak głuche na inne postulaty inicjatorów akcji zbierania podpisów pod petycją o przywrócenie nocnego autobusu. Nie wprowadzono dwukierunkowego kursowania pojazdów, nie dostosowano wielkości autobusów wysyłanych na nocną trasę. Ponadto MZK nie uznała za stosowne swojej usługi w ogóle promować. Nasuwa to podejrzenie, że kierownictwo miejskiego przewoźnika od samego początku pomysłowi było niechętne i nie wykazało należytej staranności przy wprowadzaniu tego projektu w życie.

Teraz dowiadujemy się, że od listopada linia zostaje zlikwidowana. Powód dokładnie ten sam co w 2009 roku: mała rentowność, niskie zainteresowanie. Można przejść nad tym do porządku dziennego, można uznać, że w Koszalinie nie ma zapotrzebowania na tego typu usługę. Takie podejście zapewne zadowoliłoby zarządzających Miejskim Zakładem Komunikacji w Koszalinie. Jednakże biorąc pod uwagę powyższe zaniechania ze strony miejskiego przewoźnika oraz spoglądając chociażby na nieco tylko większy Gorzów Wielkopolski, w którym funkcjonują aż trzy linie nocne pojawiają się wnioski zupełnie inne.

Druga likwidacja linii nocnej w Koszalinie to sygnał, że w koszalińskim MZK są ludzie, którzy mają bardzo poważne problemy z wykonywaniem zadań, za które biorą publiczne pieniądze. Mówiąc wprost: projekt, który wzbudził wiele entuzjazmu całkowicie położyli. A pieniądze, które zostały wydane na utrzymanie nierentownej linii obciążają ich konto, gdyż najwyraźniej nie byli w stanie poradzić sobie z realizacją tego zadania i powinni wziąć za to pełną odpowiedzialność. Czy Urząd Miejski wyciągnie wobec nich konsekwencje? Czy przypadkiem nie nadszedł czas na dyskusję nad organizacją całej komunikacji miejskiej w Koszalinie i nad tym na ile obecny jej kształt zaspokaja potrzeby mieszkańców?

piątek, 14 października 2011

Najlepiej nie robić nic

Na Koszalin łatwo jest narzekać. Że prowincjonalny, brzydki, mało atrakcyjny, ubogi pod względem oferty kulturalnej a ludność w nim do inicjatywy własnej nieskora. Narzekać można na absolutnie wszystko; drogi, ścieżki rowerowe, repertuar kina, wszelkie działania władz i organizacji pozarządowych. Szczególnie łatwe (a pewnie i przyjemne) jest to w sytuacji gdy nikt nie wymaga od krytykujących jakiejkolwiek aktywności a i oni sami takich chęci i ambicji nie mają. Wtedy można usiąść wygodnie w fotelu, uruchomić komputer, wejść na forum, portal dziennikarstwa obywatelskiego lub własnego bloga i nie szczędząc jadu, ironii tudzież po prostu obrażając innych pisać, pisać i pisać... Najlepiej to robić pod kilkoma różnymi pseudonimami, by stworzyć wrażenie, że głosów (oczywiście rozsądku) jest wiele. Od czasu, do czasu warto oderwać się od komputera i przyjść na spotkanie z tymi, których uważa się za oponentów. Zdarza się, że trzeba przełknąć gorzką pigułkę gdy audytorium, śmiałe tezy, błyskotliwe metafory i słowa prawdy oraz rozsądku przyjmie lodowatym milczeniem lub (o zgrozo!) z pobłażliwym uśmiechem, lecz tak to oczywiście jest gdy tłuszcza nie jest w stanie rozpoznać geniusza i eksperta (we wszystkim). Do pewnych rzeczy trzeba dorosnąć.

"W naszym mieście niewiele się dzieje..." - śpiewał kiedyś pewien zespół. Są tacy, którzy na taki stan rzeczy się nie zgadzają, znajdują w sobie motywację, ochotę oraz siłę aby coś zrobić. Wychodzi im to czasem lepiej, a czasem gorzej. Spotykają się albo z mniej lub bardziej entuzjastyczną aprobatą albo z krytyką. Jak wiadomo od dawien dawna krytyka sprzedaje się bardzo dobrze. Gdy prowadzisz gazetę będącą w istocie dodatkiem reklamowym lub nawet taką, która aby notować sensowne wyniki musi zbliżać się do granicy, za którą jest już tylko tabloid,  szukasz takich tematów gdzie doskonale pasują takie określenia jak skandal, marnotrawienie, pseudosztuka czy bezsens i kasa w błoto (lub na przyjemności wąskiej grupki osób). Dobrze mieć wtedy na podorędziu wspomnianego wyżej krytyka. Podrzuci on błyskotliwy komentarz o "chcących zaistnieć <<nołnejmach>>" i "amatorskich artystach" (cóż z tego, że po ASP)

"Wszyscy zgadzają się ze sobą, a będzie nadal tak jest" - to mam wrażenie, marzenie (świadome lub nie) sporej grupy osób w Koszalinie. Byliby najszczęśliwsi gdyby inicjatyw było jak najmniej, a jeśli już to tylko takie trafiające w ich gusta i potrzeby. Zarzucają tym, którzy mają ochotę działać czynienie Koszalina prowincjonalnym i żałosnym. Według nich najlepiej jest nie robić nic. Całe szczęście, że są w naszym mieście takie osoby, które nie zwracają na malkontentów większej uwagi i po prostu robią swoje :-)



czwartek, 6 października 2011

Stanisław Gawłowski - nieobecny

Już za niespełna dwa dni wybory. Kto w dalszym ciągu nie ma pewności na kogo zagłosować ( a tych według sondaży jest od 20 do 25 procent) może skorzystać z serwisów, które na podstawie odpowiedzi na kilkanaście pytań wskażą jaka partia znajduje się najbliżej naszych poglądów - np. Latarnik Wyborczy

Są też strony, które dostarczają informacji o kandydatach z uwzględnieniem określonych kryteriów. Np. tego w jaki sposób głosowali oni w sprawach dotyczących światopoglądu, moralności, swobód obywatelskich czy kwestii ważnych z religijnego punktu widzenia. 

Trafiłem na jedną z takich stron. Z ciekawości sprawdziłem, jak w sprawach dotyczących in vitro, aborcji, ustawy o zapobieganiu przemocy w rodzinie i innych głosował lider PO w regionie, Stanisław Gawłowski. 

Okazało się, że w większości tych spraw minister Gawłowski...nie głosował w ogóle, był podczas tych głosowań nieobecny. Czyżby miał ważniejsze sprawy na głowie niż wykonywanie swoich poselskich obowiązków?