sobota, 31 grudnia 2011

Masa Krytyczna na koniec roku.

W każdy ostatni piątek miesiąca w blisko 300 miastach na całym świecie odbywają się masowe przejazdy rowerzystów ulicami miast. Masa Krytyczna - która ma swoje korzenie w latach 70. ubiegłego wieku w Szwecji , zaś w obecnym kształcie zapoczątkowana została w 1992 roku  w San Francisco - to z jednej strony święto dla rowerzystów, okazja do spotkania się i policzenia się z drugiej strony natomiast stanowi formę demonstrowania swojej obecności w mieście i wskazywania na potrzeby związane z rowerową infrastrukturą; jest również promowaniem roweru jako alternatywnego środka transportu po mieście i apelem do kierowców o szanowanie jeżdżących po ulicach cyklistów

Rowerowe przejazdy po mieście gromadzą zwykle od kilkudziesięciu do kilkudziesięciu tysięcy osób. W Polsce w największych Masach jechało naraz nawet 6 tysięcy uczestników. 


W Koszalinie nie ma jeszcze dobrze ugruntowanej tradycji Masowania. Z większą i mniejszą regularnością przejazdy odbywają się od ok. 2 lat. Najwięcej z nich miało miejsce w mijającym roku. Rekordową liczbę uczestników zgromadziła ta odbywająca się 26 sierpnia, po drugiej edycji gry miejskiej a dzień przed rajdem rowerowym zorganizowanym przez KSR "Roweria" - ulicami Koszalina przejechała wtedy ponad setka rowerzystów. 



Przez kolejne kilka miesięcy Masa odbyła się tylko raz aż na początku grudnia pojawił się pomysł aby mimo zimowo-jesiennej aury rowerowy przejazd zorganizować i spróbować uskuteczniać Masowanie regularnie raz w miesiącu. 

W piątek 30 grudnia na koszalińskim Rynku spotkało się ponad 20-stu rowerzystów i tym razem bez asysty policji (której w przeszłości zdarzało się ingerować w  przebieg trasy pokonywanej przez rowerzystów) bezpiecznie przejechało najruchliwszymi ulicami miasta. Trasa - to trzeba przyznać - do najłatwiejszych nie należała (kilka lewoskrętów na zatłoczonych samochodami skrzyżowaniach) lecz jechało się bardzo przyjemnie. 

Zdjęcie: Anna Konieczna


Kierowcy, w większości, odnieśli się do Masy ze zrozumieniem, zdarzyło się jednak kilka przypadków wyprzedzania grupy rowerzystów na podwójnej ciągłej, czy też mijanie uczestników Masy w zdecydowanie za bliskiej odległości. To dowód na to, że takie przejazdy są potrzebne, także po to aby uświadamiać kierowców, że rowerzysta na drodze to równoprawny uczestnik ruchu drogowego. 

Grudniowa Masa Krytyczna odbyła się nieco ponad tydzień po uchwaleniu przez Radę Miasta budżetu na rok 2012 oraz strategii inwestycyjnej na lata kolejne. Z punktu widzenia rowerzysty oba dokumenty są bardzo zasmucające. Wydatki na infrastrukturę rowerową w mieście do 2014 roku będą praktycznie zerowe. 

Nie daje się tego zinterpretować w żaden inny sposób, niż taki, że władze Koszalina rowerzystów mają w głębokim poważaniu i za sprawą ich działań (a raczej ich braku) nasze miasto znowu zostanie w tej kwestii dramatycznie w tyle. Gdy spojrzeć na Gdańsk, Wrocław czy nawet Zieloną Górę, takie podejście jest kompletnie niezrozumiałe. Co więcej, włodarze nie mają sobie nic do zarzucenia. Zapytany przeze mnie radny Tomasz Czuczak, z rządzącej Koszalinem Platformy Obywatelskiej o tę sprawę na Facebooku, odpowiedział, że wszystko jest super bo... będzie przedłużona ścieżka rowerowa do Kłosa, będzie budowana także takowa wzdłuż obwodnicy. Co to zmienia dla poruszających się bicyklem po mieście radny PO już nie powiedział... 

Dlatego raz jeszcze zachęcam wszystkich rowerzystów - i tych którzy rowerem po mieście poruszają się regularnie jak i tych, którzy na dwa kółka wsiadają okazjonalnie - do uczestniczenia w kolejnych Masach Krytycznych. Po to,  żeby pokazać, że w tym mieście jesteśmy, po to żeby wywierać nacisk na rządzących aby ich myślenie było choć odrobinkę bardziej racjonalne. 

Zapraszam do polubienia Koszalińskiej Masy Krytycznej na Facebooku. Tam znajdziecie informacje o kolejnych spotkaniach


środa, 30 listopada 2011

Atom w Gąskach


Podniosły się głosy protestu – lokalne władze argumentują, że budowa elektrowni jądrowej obniży atrakcyjność turystyczną okolicy. Na forach zaś dominuje głos iż jest to igranie z bezpieczeństwem ludzi zamieszkujących region oraz ryzyko dla środowiska naturalnego.

„Nie na moim podwórku” (Not in my backyard) – to określenie na postawę, często przyjmowaną przez przeciwników rozmaitych kontrowersyjnych inwestycji – przy zgodzie na to, że elektrownia, lotnisko czy inny potencjalnie zagrażający obiekt jest potrzebny, przekonanie, że umiejscowienie akurat w pobliżu własnego domostwa to bardzo zły pomysł. W Koszalinie przerabialiśmy to przy okazji spalarni śmieci czy ośrodka leczenia dla pedofilów w szpitalu psychiatrycznym przy ul. Słonecznej. Przy przyjmowaniu takiej postawy dominują argumenty oparte potocznych przekonaniach, lękach oraz stereotypach. Nie brak również mocno jednostronnego podejścia – akcentowania zagrożeń i pomniejszenia potencjalnych korzyści. Podobnie, mam wrażenie, dzieje się przy dyskusji o lokalizacji elektrowni jądrowej w naszym regionie.

Na świecie istnieje 441 elektrowni atomowych, kolejnych 60 jest w budowie, zaś 150 w planach (w tym sześć w Polsce). 14 procent światowej energii pochodzi z „atomu” we Francji, Słowacji czy Belgii z elektrowni atomowych pochodzi ponad połowa energii elektrycznej produkowanej w tych krajach. Jest to zatem powszechnie wybierane źródło a jego udział w produkcji światowej energii będzie rósł.

Dzieje się tak dlatego, że, relatywnie, jest to źródło energii przyjazne dla środowiska. Oczywiście, korzystanie z niego wiąże się z pewnym ryzykiem.Jednakże, przeglądając listę mniej i bardziej poważnych awarii w tego typu elektrowniach, to przy wspomnianej ich ilości jest to zjawisko marginalne. Procedury dotyczące bezpieczeństwa i techniki używane aby je zapewnić zapewne stale są ulepszane, dlatego takie dramaty jak Czarnobyl czy Fukushima zdarzają się bardzo, bardzo rzadko.

Dlatego sądzę, że, jeśli to Gąski zostaną wybrane na lokalizację elektrowni atomowej to dobrze się stanie. Potencjał turystyczny regionu raczej nie ucierpi zaś tego typu zakład to nowe miejsca pracy, nie tylko w samej elektrowni. Zastanawiam się jednak, czy lęki nie okażą się silniejsze. Zdarzyć się może, że za kilka lat kiedy proces decyzyjny w tej sprawie będzie w decydującej fazie kilku większych i mniejszych polityków zechce na tych lękach zbudować sobie kapitał polityczny...


Plaża przy elektrowni atomowej w Kenting na Tajwanie (zdjęcie autorstwa impaulisive  z Flickr.  CC BY 2.0)


środa, 26 października 2011

Bez nocnego

Ponad rok temu, dzięki oddolnej inicjatywie, na ulice Koszalina powróciła nocna komunikacja. Miasto pozostawało dłuższy czas bez komunikacji publicznej w godzinach nocnych, ze względu, na nierentowność przedsięwzięcia – dla zbyt małej liczby osób oferta koszalińskiego MZK w tym zakresie była atrakcyjna. Linię więc zlikwidowano, mimo że od samego początku wskazywano na liczne, delikatnie mówiąc, nie najlepsze rozwiązania wdrożone przy jej tworzeniu: niska częstotliwość kursowania, duży koszt przejazdu czy wreszcie mało atrakcyjna dla pasażerów trasa. Pojawiały się również głosy poddające w wątpliwość sens istnienia takiej linii jako, że miała ona służyć jedynie „pijanym studentom wracającym z knajp”

Pół roku temu linia wróciła. Władze z radością przyjęły inicjatywę obywatelską, wydały odpowiednie polecenia i znowu możliwe stało się podróżowanie po Koszalinie w godzinach nocnych. W stosunku do linii z 2009 roku wprowadzono pewne zmiany: autobus jeździł częściej, zmodyfikowano także trasę. MZK pozostało jednak głuche na inne postulaty inicjatorów akcji zbierania podpisów pod petycją o przywrócenie nocnego autobusu. Nie wprowadzono dwukierunkowego kursowania pojazdów, nie dostosowano wielkości autobusów wysyłanych na nocną trasę. Ponadto MZK nie uznała za stosowne swojej usługi w ogóle promować. Nasuwa to podejrzenie, że kierownictwo miejskiego przewoźnika od samego początku pomysłowi było niechętne i nie wykazało należytej staranności przy wprowadzaniu tego projektu w życie.

Teraz dowiadujemy się, że od listopada linia zostaje zlikwidowana. Powód dokładnie ten sam co w 2009 roku: mała rentowność, niskie zainteresowanie. Można przejść nad tym do porządku dziennego, można uznać, że w Koszalinie nie ma zapotrzebowania na tego typu usługę. Takie podejście zapewne zadowoliłoby zarządzających Miejskim Zakładem Komunikacji w Koszalinie. Jednakże biorąc pod uwagę powyższe zaniechania ze strony miejskiego przewoźnika oraz spoglądając chociażby na nieco tylko większy Gorzów Wielkopolski, w którym funkcjonują aż trzy linie nocne pojawiają się wnioski zupełnie inne.

Druga likwidacja linii nocnej w Koszalinie to sygnał, że w koszalińskim MZK są ludzie, którzy mają bardzo poważne problemy z wykonywaniem zadań, za które biorą publiczne pieniądze. Mówiąc wprost: projekt, który wzbudził wiele entuzjazmu całkowicie położyli. A pieniądze, które zostały wydane na utrzymanie nierentownej linii obciążają ich konto, gdyż najwyraźniej nie byli w stanie poradzić sobie z realizacją tego zadania i powinni wziąć za to pełną odpowiedzialność. Czy Urząd Miejski wyciągnie wobec nich konsekwencje? Czy przypadkiem nie nadszedł czas na dyskusję nad organizacją całej komunikacji miejskiej w Koszalinie i nad tym na ile obecny jej kształt zaspokaja potrzeby mieszkańców?

piątek, 14 października 2011

Najlepiej nie robić nic

Na Koszalin łatwo jest narzekać. Że prowincjonalny, brzydki, mało atrakcyjny, ubogi pod względem oferty kulturalnej a ludność w nim do inicjatywy własnej nieskora. Narzekać można na absolutnie wszystko; drogi, ścieżki rowerowe, repertuar kina, wszelkie działania władz i organizacji pozarządowych. Szczególnie łatwe (a pewnie i przyjemne) jest to w sytuacji gdy nikt nie wymaga od krytykujących jakiejkolwiek aktywności a i oni sami takich chęci i ambicji nie mają. Wtedy można usiąść wygodnie w fotelu, uruchomić komputer, wejść na forum, portal dziennikarstwa obywatelskiego lub własnego bloga i nie szczędząc jadu, ironii tudzież po prostu obrażając innych pisać, pisać i pisać... Najlepiej to robić pod kilkoma różnymi pseudonimami, by stworzyć wrażenie, że głosów (oczywiście rozsądku) jest wiele. Od czasu, do czasu warto oderwać się od komputera i przyjść na spotkanie z tymi, których uważa się za oponentów. Zdarza się, że trzeba przełknąć gorzką pigułkę gdy audytorium, śmiałe tezy, błyskotliwe metafory i słowa prawdy oraz rozsądku przyjmie lodowatym milczeniem lub (o zgrozo!) z pobłażliwym uśmiechem, lecz tak to oczywiście jest gdy tłuszcza nie jest w stanie rozpoznać geniusza i eksperta (we wszystkim). Do pewnych rzeczy trzeba dorosnąć.

"W naszym mieście niewiele się dzieje..." - śpiewał kiedyś pewien zespół. Są tacy, którzy na taki stan rzeczy się nie zgadzają, znajdują w sobie motywację, ochotę oraz siłę aby coś zrobić. Wychodzi im to czasem lepiej, a czasem gorzej. Spotykają się albo z mniej lub bardziej entuzjastyczną aprobatą albo z krytyką. Jak wiadomo od dawien dawna krytyka sprzedaje się bardzo dobrze. Gdy prowadzisz gazetę będącą w istocie dodatkiem reklamowym lub nawet taką, która aby notować sensowne wyniki musi zbliżać się do granicy, za którą jest już tylko tabloid,  szukasz takich tematów gdzie doskonale pasują takie określenia jak skandal, marnotrawienie, pseudosztuka czy bezsens i kasa w błoto (lub na przyjemności wąskiej grupki osób). Dobrze mieć wtedy na podorędziu wspomnianego wyżej krytyka. Podrzuci on błyskotliwy komentarz o "chcących zaistnieć <<nołnejmach>>" i "amatorskich artystach" (cóż z tego, że po ASP)

"Wszyscy zgadzają się ze sobą, a będzie nadal tak jest" - to mam wrażenie, marzenie (świadome lub nie) sporej grupy osób w Koszalinie. Byliby najszczęśliwsi gdyby inicjatyw było jak najmniej, a jeśli już to tylko takie trafiające w ich gusta i potrzeby. Zarzucają tym, którzy mają ochotę działać czynienie Koszalina prowincjonalnym i żałosnym. Według nich najlepiej jest nie robić nic. Całe szczęście, że są w naszym mieście takie osoby, które nie zwracają na malkontentów większej uwagi i po prostu robią swoje :-)



czwartek, 6 października 2011

Stanisław Gawłowski - nieobecny

Już za niespełna dwa dni wybory. Kto w dalszym ciągu nie ma pewności na kogo zagłosować ( a tych według sondaży jest od 20 do 25 procent) może skorzystać z serwisów, które na podstawie odpowiedzi na kilkanaście pytań wskażą jaka partia znajduje się najbliżej naszych poglądów - np. Latarnik Wyborczy

Są też strony, które dostarczają informacji o kandydatach z uwzględnieniem określonych kryteriów. Np. tego w jaki sposób głosowali oni w sprawach dotyczących światopoglądu, moralności, swobód obywatelskich czy kwestii ważnych z religijnego punktu widzenia. 

Trafiłem na jedną z takich stron. Z ciekawości sprawdziłem, jak w sprawach dotyczących in vitro, aborcji, ustawy o zapobieganiu przemocy w rodzinie i innych głosował lider PO w regionie, Stanisław Gawłowski. 

Okazało się, że w większości tych spraw minister Gawłowski...nie głosował w ogóle, był podczas tych głosowań nieobecny. Czyżby miał ważniejsze sprawy na głowie niż wykonywanie swoich poselskich obowiązków?


wtorek, 13 września 2011

Wypożyczalnia rowerów

Będąc w ostatni weekend w Krakowie, z uwagi na sprzyjającą aurę, postanowiłem skorzystać z wypożyczalni rowerów. System jest niezwykle prosty i efektywny. W kilkunastu miejscach w obrębie centrum miasta (ale nie tylko) znajdują się stojaki z rowerami. Rejestrujemy się przez internet, tamże dokonujemy płatności a potem przy stacji z bicyklami wpisujemy osobisty numer, pin i wybieramy interesujący nas pojazd.

zdjęcie ze strony bikeone.pl


Do dyspozycji są rowery typowo miejskie, z trzema przerzutkami, poręcznym koszykiem i automatycznie włączanymi światłami. Najciekawsze jest to, że za jazdę do 30 minut... nie płaci się nic. Dopiero po przekroczeniu tego czasu naliczana jest opłata (a i ta raczej symboliczna) Stacje rozmieszczone są dość gęsto i w   często uczęszczanych miejscach a zatem przejechanie w mniej niż pół godziny z jednej do drugiej nie stanowi większego problemu.

Przemierzając Kraków pomyślałem sobie, że gdybym mieszkał w tym mieście, to byłaby to doskonała alternatywa dla komunikacji miejskiej - zarówno pod względem czasu jak i kosztów. Zastanawiałem się również, czy taki pomysł sprawdziłby się w Koszalinie. Warto by to sprawdzić. Dostępność takiej opcji mogłaby zachęcić koszalinian do korzystania z roweru jako środka transportu po mieście. Może nie od razu na taką skalę jak w Krakowie, lecz przynajmniej w ograniczonym zakresie.

czwartek, 8 września 2011

Mikietyński za Krzyżyńskim

Były prezydent Mirosław Mikietyński, cieszący się ogromnym zaufaniem koszalinian oficjalnie poparł profesora Tomasza Krzyżyńskiego w staraniach o miejsce w Senacie. Nie da się ukryć, że jest to wydarzenie znaczące

Deklaracja prezydenta Mikietyńskiego jest o tyle ważna gdyż oznacza, że w niecały rok po wyborach, Platforma Obywatelska i jej nominanci nie są dla Niego już takim oczywistym wyborem.  Widzi on Tomasza Krzyżyńskiego a nie przedstawiciela PO, Piotra Zientarskiego, jako odpowiedniego reprezentanta regionu w Senacie Co więcej niegdysiejszy włodarz naszego miasta, z uznaniem wyraża się o niezależnych, bezpartyjnych, prezydentach Gdyni oraz Wrocławia , którzy powołali inicjatywę Obywatele do Senatu powstałej właśnie w kontrze do postępującego upartyjnienia kolejnych segmentów życia społecznego.

Mirosław Miketyński wywodzi się ze środowiska PO. Jeżeli zdobywa się na taką deklarację, to niechybnie koszalińska Platforma Obywatelska ma poważny problem.



poniedziałek, 29 sierpnia 2011

Energia uwolniona

Koszaliński deptak przeszedł do historii. Od dzisiejszego poranka Zwycięstwa, znowu jest czteropasmową drogą przelotową. Nadszedł czas podsumowania dwóch miesięcy eksperymentu, wyciągania wniosków na przyszłość oraz ewentualnego planowania tego co dalej z tym projektem. Osobiście, myślę, że przez sposób wykonania wakacyjnej edycji  deptaka, pomysł jest spalony na najbliższe kilka lat, lecz to temat na zupełnie inną opowieść. 

Jednym z najbardziej wykpiwanych haseł przez te dwa miesiące było to dotyczące "uwolnienia energii", które miało się dokonać za sprawą zwiększenia dostępności i atrakcyjności ścisłego centrum miasta. Przeciwnicy deptaka szydzili z niego na rozmaite sposoby.

Tymczasem, jeżeli coś się Stowarzyszeniu Upiększania Miasta Warsztat Koszalin udało w ciągu tych wakacji to właśnie uwolnić pokłady niesamowitej energii. Hasło "deptak" w wyszukiwarce portalu mmkoszalin.eu , zwraca dziewięć stron wyników, 419 osób "polubiło" stronę, "NIE deptakowi", z czego kilkanaście-kilkadziesiąt stale dyskutowało o centrum Koszalina i innych ważnych dla miasta sprawach. Rozkwitły rysunkowo-literackie talenty Elektrolata, Adama Wolskiego, rrekina i innych. Na forach dyskusyjnych toczono burzliwe dyskusje na temat deptaka, jego pomysłodawców. Pojawiało się mnóstwo mniej i bardziej sensownych pomysłów na to jak Koszalin zmieniać. Gdyby nie deptak i działania Warsztatu Koszalin, które z taką lubością i skrupulatnością komentowano oraz oceniano, o czym by oni wszyscy pisali, na czym upływałby im deszczowe wakacyjne dni?

W realnej rzeczywistości natomiast miały miejsce interwencje w sposób artystyczny wyrażające stosunek do otoczenia i tego co się w nim dzieje

Zdjęcie ze strony "NIE deptakowi" na Facebooku (autor: Adam Wolski)

Zdjęcie ze strony "NIE deptakowi" na Facebooku. Autor: Adam Wolski
Myślę, że takie zaangażowanie mieszkańców Koszalina w dyskusję o mieście, o tym co się w nim dzieje to coś niezwykłego i unikalnego. Pokazuje to, że mieszkańcom naszego miasta nie jest wszystko jedno, że mają ochotę na angażowanie się (na różne sposoby) w życie swojej społeczności. Z tego można się tylko cieszyć. 

środa, 24 sierpnia 2011

Wielka ucieczka

Znamy już wszystkie nazwiska kandydatów do parlamentu z naszego okręgu (numer 40). Analiza list partyjnych nominantów jest niezwykle pouczająca. 

Wśród mniej i bardziej znanych nazwisk w gronie osób aspirujących do miejsca w sejmowych ławach znalazło się kilkoro radnych miejskich z Koszalina. Są to Krystyna Kościńska (SLD), Dorota Chałat (SLD) Anna Mętlewicz (PiS), Mirosław Skórka (PiS), Barbara Grygorcewicz (PO), Władysław Husejko (PO)

"Ten program, który chcemy realizować, jest oparty na trzech filarach: nowa jakość samorządu, poprawa jakości życia koszalinian i rozwój Koszalina jako miasta europejskiego" - tak mówiła podczas samorządowej kampanii Teresa Kościńska, podobnie do siebie przekonywali pod koniec 2010 roku inni obecni radni.

Każdy z nich obiecywał pracę na rzecz Koszalina, zapewniali swoich wyborców, że będą godnie reprezentować ich w Radzie Miasta. Żaden z nich nie wspominał, że w koszalińskim Ratuszu chce spędzić tylko niespełna rok... 

3789 osób, uwierzyło w zapewnienia radnych a wtedy kandydatów z ramienia PO, PiS oraz SLD i poparło ich przy wyborczej urnie. Jak teraz, czują się ci ludzie gdy ich wybrańcy komunikują, że praca w Radzie Miejskiej już się im znudziła i mają ochotę na inne wyzwania? 

Radni, którzy uzyskali swoje mandaty w ostatnich wyborach samorządowych, przyjęli na siebie zobowiązanie  pracy na rzecz Koszalina, w jego Radzie Miasta, przez pełną kadencję. Planując teraz ucieczkę (bo trudno to inaczej nazwać) na bardziej atrakcyjną posadę w Warszawie, moim zdaniem, dowodzą braku szacunku dla swoich wyborców a także wszystkich innych Koszalinian. Na marginesie, gdyby marzenia o parlamentarnych ławach wszystkich radnych-kandydatów się ziściły to oznaczałoby to wymianę ponad 20 procent składu rady, w tym jej przewodniczącego oraz wiceprzewodniczącej!

Sądzę, że warto się poważnie zastanowić nad postawieniem krzyżyka przy tych, którzy swoich wyborczych zobowiązań nie dotrzymują. 

poniedziałek, 22 sierpnia 2011

Bez zadęcia

Oglądam sobie teledysk niejakiego Mroka raz po raz i podoba mi się on coraz bardziej:


Niby to tylko statyczne fotki, lecz niosą one ze sobą jakiś klimat. Pokazują Koszalin jako fajne, przyjemne miejsce, nie jakoś super-wyjątkowe, po prostu fajne. Właśnie ten brak zadęcia, które występuje chociażby w  tym filmiku  sprawia, że to chyba najlepsza póki co promocja Koszalina.
Przypomina to trochę obraz reklamujący Poznań (który, na marginesie, sprawia, że za miejscem gdzie studiowałem natychmiast zaczynam tęsknić;-) )




Obywatele do Senatu: Krzyżyński kandydatem


Blisko 500 osób zgromadzonych w auli Politechniki Warszawskiej, przybyłych na start kampani miało okazję poznać część kandydatów z niemal wszystkich regionów. Startujący z okręgu numer 100 obejmującego Koszalin, Szczecinek oraz Sławno, Krzyżyński pojawił się na scenie wraz z prof. Krzysztofem Rybińskim, który o mandat będzie walczył w Warszawie

- Obaj jesteśmy rektorami uczelni odnoszących sukcesy - mówił Krzyżyński - model zarządzania uczelniami można przenieść na reprezentowane przez nas regiony. Chcemy zaprosić do współpracy burmistrzów i wójtów, tak, aby w swoich działaniach mieli wsparcie również na poziomie parlamentarnym. Jest to możliwe, ponieważ umiemy działać i potrafimy rozmawiać - dokończył kandydat wspierany przez Stowarzyszenie Lepszy Koszalin, przypominając hasło, pod jakim Obywatele do Senatu idą do wyborów.

Unia Prezydentów Miast - Obywatele do Senatu to inicjatywa niezależnych prezydentów i burmistrzów z całej Polski mająca na celu przekształcenie Senatu w izbę reprezentującą interesy samorządowców, wolną od partyjnych układanek. Obywatele do Senatu zamierzają wystawić swoich kandydatów w ok. 60 okręgach. Na listach znaleźli się wieloletni samorządowcy, przedsiębiorcy oraz ludzie nauki.

wtorek, 24 maja 2011

Na Deptaku

Od 4 dni w samym sercu Koszalina trwa niezwykły eksperyment. Zwężona do dwóch pasów Zwycięstwa, na odcinku od Ratusza do Saturna, w pozostałej części została zamieniona w Deptak. Wypełniły go wystawione przez okoliczne lokale ogródki, scena Centrum Kultury 105 oraz lokalni artyści prezentujący swoje dokonania. 

Dyskusja nad sensownością takich działań trwała od momentu, ogłoszenia iż tegoroczne Dni Koszalina, w przeważającej części odbywać się będą właśnie na eksperymentalnym Deptaku. Sceptycy raz po raz podnosili argumenty o paraliżu komunikacyjnym miasta, nieatrakcyjności tego miejsca dla koszalinian czy też uciążliwości dla okolicznych mieszkańców. 

Spędziłem na Deptaku te kilka dni i śmiało mogę powiedzieć, że sceptycy się poważnie mylili. Choć, oczywiście nie spodziewam się aby to przyznali, raczej podejmą wiele wysiłku żeby udowodnić jak kiepski to pomysł, jak choćby znany tu i ówdzie Omacku. 

Te 4 dni już pokazały, jak bardzo w Koszalinie potrzebne jest takie miejsce. Obserwując w niedzielne popołudnie tłumy w centrum miasta, zastanawiałem się jak to możliwe, że coś takiego nie zadziało się wcześniej. Okazało się bowiem, że bardzo niewiele trzeba aby mieszkańcy Koszalina wybrali się w inne miejsce niż Forum czy Emka. Że mają ochotę pobyć w centrum swojego miasta. 

Pojawiają się głosy, że to wszystko dzięki "festynowi", że to on ściągnął ludzi i że gdyby akcja miała miejsce w jakimkolwiek innym miejscu efekt byłby podobny. Gdyby tak było, to w kolejne dni, po zakończeniu imprez, Deptak by opustoszał. Tymczasem  w poniedziałek tętnił życiem do późnych godzin nocnych. Nadal cieszy się dużym zainteresowaniem. 

Nie sprawdziły się czarne wizje paraliżu komunikacyjnego miasta. Zarówno w weekend jak i kolejne dni ruch odbywał się płynnie, a spowolnienie ruchu, nie było większe niż przy całkowicie otwartej Zwycięstwa. Wychodzi na to, że mamy inteligentnych kierowców, którzy potrafią poradzić sobie ze znalezieniem alternatywnych tras. 

Przeciwnicy Deptaka proszeni o podanie alternatyw jak mantrę powtarzają: wystarczy ustawić ogródki na Rynku i jak to zadziała to możemy myśleć dalej. Będę brutalny: to wierutna bzdura.  Rynek w żaden sposób nie stanie się atrakcyjny dla przedsiębiorców, nie zachęci ich do otwierania swoich biznesów właśnie tam, nie będzie również przyciągał ludzi bez zmiany organizacji ruchu w jego obrębie. Odcięty od trzech stron przez drogi jest niczym samotna wyspa. Żyć będzie tylko wtedy gdy stanie się centrum większej przestrzeni. Tak jak to się zadziało przy okazji eksperymentalnego deptaka. Rozmaite próby ożywiania Rynku ćwiczymy już od wielu lat. Czego jeszcze trzeba aby dostrzec iż są to działania całkowicie nieskuteczne? Inne pomysły sceptyków również są takie sobie: deptaki na Dworcowej czy Połtawskiej mają marne szanse; sens robienia czegoś takiego jest w naturalnym centrum miasta a nie w bocznych ulicach. Naturalnym centrum Koszalina jest ulica Zwycięstwa. 

Z przed deptakowej debaty najbardziej utkwiło mi powtarzane przez wielu przeciwników idei stwierdzenie, że "może za 10 lat, ale na pewno nie teraz" - taki argument pojawia się również w rozlicznych dyskusjach na forach. To dla mnie typowe odkładnie sprawy "na świętego nigdy" Jeżeli za 10 lat chcemy mieć inny Koszalin,  to właśnie teraz jest moment na to aby zacząć działać. 

Aktualnie trwający deptak jest eksperymentem. Ma odpowiadać na pytania o atrakcyjność takiego miejsca dla przedsiębiorców, mieszkańców, różnego rodzaju twórców oraz testować to co się dzieje z ruchem samochodowym. Jest skondensowaną, upchniętą na stosunkowo niewielkiej przestrzeni formą tego co być może będzie się działo w centrum miasta w przyszłości. Deptak zaczynający się od wylotu ulicy Piłsudskiego wyglądać będzie nieco inaczej. 

Wykonano pierwszy krok. Czas na kolejne


czwartek, 28 kwietnia 2011

Co się dzieje u Brata Alberta?

Polecam uwadze interpelację, złożoną w dniu dzisiejszym przez radnego Lepszego Koszalina Artura Wezgraja:



Centrum Integracji Społecznej „Tacy sami” powołane przez koszalioskie koło Towarzystwa Pomocy 
im. Św. Brata Alberta prowadzi program zatrudnienia socjalnego, w którym uczestniczy,  wg 
sprawozdania z działalności MOPS za 2010 rok, 16 osób.

Zgodnie z ustawą o zatrudnieniu socjalnym program służy reintegracji społecznej i zawodowej osób 
określonych w ośmiu kategoriach, w tym  długotrwale bezrobotnych. Wśród wielu działań prowadzonych przez powołane Centra Integracji wyszczególniono „indywidualny program zatrudnienia” opracowany dla osób uczestniczących w programie, który określa rodzaj 
szkoleń lub ćwiczeń, opiekę psychologiczną, pracę pracownika socjalnego, pomoc prawną itp.  

Uczestnicy programu mają obowiązek codziennego,  co najmniej, sześciogodzinnego udziału 
w zajęciach,  otrzymując w tym czasie świadczenie socjalne w wysokości zasiłku dla bezrobotnych.
Po zakończeniu uczestnictwa w zajęciach w Centrum, które powinny trwać nie krócej niż 6 miesięcy 
osoby biorące udział w  programie mogą zostać skierowane do zatrudnienia wspieranego. Może to 
być praca w Centrum lub u pracodawcy.  Pracodawca ma prawo do refundacji części wypłacanego 
wynagrodzenia w wysokości od 100% do 60% wysokości zasiłku dla bezrobotnych.

Otrzymałem informację o realizacji programu przez Centrum Integracji Społecznej „Tacy sami”, która odbiega od zapisów ustawy. Do uczestnictwa zostali zakwalifikowani bezrobotni, którzy nie spełniali warunku długotrwałego pozostawania na bezrobociu. W efekcie muszą  po kilku miesiącach  zostać wyłączeni z programu,  tyle, że w tym okresie utracili status bezrobotnego, a tym samym prawo do zasiłku.

Znam przypadek zatrudnienia socjalnego u pracodawcy, który nie wypłaca wynagrodzenia ale też, 
prawdopodobnie, nie otrzymuje częściowej refundacji. Wynika, to najpewniej z niewłaściwego 
sprecyzowania lub braku określenia zasad pomiędzy pracodawcą, Centrum i PUP. Skutek jest taki, że  uczestnik programu wykonuje pracę przez osiem godzin dziennie otrzymując jedynie ok. 640 złotych świadczenia socjalnego. 

Wnioskowane rozwiązanie:
Mimo kilku prób, nie udało mi się dotrzed do wiarygodnej informacji na temat przebiegu programu. 
Opieram się na informacjach szczątkowych i dostępnych mi dokumentach, co może powodowad, że 
powyższy opis jest nieprecyzyjny lub niepełny. Jeśli jednak, informacje i odczucia uczestników 
programu są prawdziwe, to przynosi on im więcej szkody niż pożytku.

1. Wnioskuję do Pana Prezydenta o sprawdzenie poprawności realizacji programu zatrudnienia 
socjalnego i reintegracji społecznej i zawodowej prowadzonego przez koszalioskie koło 
Towarzystwa Pomocy im. Św. Brata Alberta.

2. Proszę również o udzielenie informacji o sposobie i wysokości finansowania programu.
Mam nadzieję, że podnoszone przeze mnie wątpliwości nie znajdą potwierdzenia w faktach, 
wymagają jednak wyjaśnienia w interesie beneficjentów programu. 



czwartek, 7 kwietnia 2011

Droższe bilety?

Jak donosi Koszalineo na forum GK24 (i na dowód przedstawia zdjęcie z Wiadomości TVP) władze Koszalina planują podwyżkę cen biletów. Ciekawe czy dowiemy się o tym przed wyborami parlamentarnymi czy też tuż po tak jak ostatnio?

Kłopot z Gdańską

Medialna bomba wybuchła wczoraj - „Głos Koszaliński” poinformował, że remontująca ulicę Gdańską (oraz kilka innych, gdyż zlecenie zostało powierzone w „pakiecie”) firma ze Słupska upadła i nie wiadomo kiedy prace na drodze wylotowej w kierunku Gdańska zostaną wznowione. Planowane na 2012 rok zakończenie modernizacji przesunęło się o bliżej nieokreślony czas.

Dzisiaj z kolei, również w GK, stanowisko ratusza w sprawie drogowych kłopotów przedstawia prezydent Koszalina. Reprezentujący Platformę Obywatelską, prezydent Piotr Jedliński stwierdza, że „Dwa lata temu, wybierając tę firmę, nie wiedzieliśmy, co się wydarzy. Ta firma spełniała wtedy wszelkie wymagane warunki. Ale prowadzenie działalności gospodarczej, to nie przedszkole i okazało się, że firma – nie wiem, z jakich powodów – ma kłopoty finansowe” Żałuje przy tym, że nie posiada szklanej kuli umożliwiającej przewidywanie przyszłości i oświadcza, że nie ma takiej możliwości aby Ratusz nadzorował wszystkie przetargi, podkreślając iż ten, w wyniku którego podpisano kontrakt z upadającym obecnie Przedsiębiorstwem Drogowo Mostowym ze Słupska został przeprowadzony prawidłowo. Generalnie: nie mogliśmy nic zrobić, niewiele więcej możemy uczynić obecnie

Czytając słowa prezydenta Jedlińskiego odnieść można wrażenie, że cała ta sprawa kompletnie zaskoczyła rządzących Koszalinem, postawiła Ratusz w sytuacji kryzysowej. Tymczasem 20 stycznia bieżącego roku radny z Lepszego Koszalina, Artur Wezgraj w interpelacji powiedział, że „Jesienią ubiegłego roku rozpoczęto remont – przebudowę ulicy Gdańskiej. Ze względu na sposób zawartej umowy i warunki atmosferyczne roboty przerwano i do dzisiaj nie są kontynuowane. Przed przerwaniem prac zamknięta została jedna nitka drogi na odcinku od skrzyżowania z ul. Rolną do skrzyżowania z ulicą O. Lange.” Oznacza to, że prace przerwano już jakiś czas temu, wedle innych źródeł, niemal od początku roku Ratusz miał świadomość kłopotów z jakimi boryka się firma. Żadnym zaskoczeniem, nie powinno być również, to, że została postawiona w stan upadłości – informacje takie są publicznie udostępniane.

Trudno oprzeć się wrażeniu, że w Urzędzie Miejskim ktoś przespał moment, w którym należało zareagować. W efekcie ucierpiał budżet miasta (firmie ze Słupska, zapłacono 2 miliony złotych) zaś kierowcom zafundowano spore utrudnienia w płynnym poruszaniu się po mieście. Co więcej, włodarzom miasta, bardzo trudno będzie teraz udzielić odpowiedzi, jak długo taki stan rzeczy potrwa.

Większe i mniejsze błędy zdarzają się wszystkim. Sęk w tym aby je, na tyle, na ile to możliwe, naprawiać oraz wyciągać z nich wnioski na przyszłość. Jakie wnioski z zaistniałej sytuacji wyciągnie prezydent Jedliński? 


Kiedy ul. Gdańska wyglądać będzie tak jak na tym zdjęciu?

wtorek, 5 kwietnia 2011

Pomysł prezydenta

Prezydent miasta Piotr Jedliński wpadł na pomysł, że warto by na jakiś czas zamknąć częściowo ulicę Zwycięstwa w centrum” - pisze pani Marzena Sutryk w Głosie Koszalińskim w artykule poświęconemu ZWĘŻENIU (a nie jak przedstawia to redaktorka GK zamknięciu, różnica dość znaczna) Zwycięstwa na potrzeby deptaka w czasie najbliższych Dni Koszalina.

Pojawia się pytanie: czy to sam pan prezydent przedstawia idee daleko idącej zmiany w centrum miasta, jako swój autorski pomysł, czy też autorka tekstu postanowiła podkreślić i uwypuklić kreatywność włodarza miasta?

Inaczej niż to przedstawia Głos Koszaliński inicjatywa utworzenia deptaka w Koszalinie, wypłynęła od grupy ludzi skupionych w okół akcji „Tak na deptak”. Nie ma wśród nich pana prezydenta Jedlińskiego. Niewątpliwe zasługi Ratusza, to otwartość na dyskusję i gotowość do eksperymentalnego wprowadzenia zmian w sercu miasta. Pomysł jednak wyszedł od kogoś innego. 

Prezydent Jedliński tuż przed wpadnięciem na kolejny pomysł

niedziela, 3 kwietnia 2011

Eksperyment deptak

(tekst napisany dla strony Lepszego Koszalina)



Tegorocznym Dniom Koszalina, odbywającym się od 23 maja do 5 czerwca, towarzyszyć będzie niezwykły eksperyment. Na dwa tygodnie w centrum Koszalina dojdzie do komunikacyjnej rewolucji – ulica Zwycięstwa na odcinku od 1 maja do Galerii Kosmos, zostanie zwężona do jednego pasa, zaś drugi pas pełnić będzie funkcję deptaka. Znajdzie się na nim miejsce dla „ogródków” restauracyjnych oraz wszelkich atrakcji towarzyszącym Dniom Koszalina.

Eksperymentalny deptak, to kolejny akt toczącej się od kilku lat w Koszalinie dyskusji na temat zmian w ścisłym centrum miasta. Ma być okazją do przetestowania na żywym, miejskim organizmie, koncepcji ograniczenia ruchu samochodowego w sercu miasta i konsekwencji tegoż.

W zamyśle prężnie działającej grupy osób, skupionej w okół inicjatywy „Tak na deptak” zmiany owe skutkować będą otwarciem serca miasta na ludzi oraz podniesieniem atrakcyjności miasta , zarówno dla turystów jak i dla jego mieszkańców. To jak wykorzystywana na co dzień może być przestrzeń deptaka pokazać mają właśnie Dni Koszalina.

Doraźne potrzeby socjalistycznych władz w latach 70. ubiegłego wieku doprowadziły układ komunikacyjny w Koszalinie do obecnej kuriozalnej sytuacji, rozcięcia miasta przez dwupasmową drogę na pół oraz pozbawienia go klasycznego centrum. Mimo wysiłków włodarzy miasta po 1989 roku (szczerze trzeba przyznać, nie zawsze do końca przemyślanych) Koszalin nie zyskał miejsca atrakcyjnego dla handlu, rozrywek, usług czy artystów. W rezultacie większość funkcji przyciągających ludzi przejęły galerie handlowe, zaś takie próby jak deptak przy ul. Kaszubskiej czy też Uliczka Artystów stały się przykładami większych i mniejszych porażek.

Za

Deptak na Zwycięstwa może (lecz oczywiście nie musi) stać się atrakcyjnym miejscem dla okolicznych restauratorów. Umożliwi im wyjście na zewnątrz, i tym samym przyciągnie oraz zatrzyma na dłużej klientów. Większa ilość ludzi w tym rejonie z kolei, stać się może magnesem dla innych firm, świadczących wszelkiego rodzaju usługi, czy też handlujących mniej lub bardziej wymyślnym asortymentem. Tam gdzie dużo, ludzi tam ci, którzy chcą się im pokazać – deptak w takiej sytuacji to doskonałe miejsce dla rozmaitych artystycznych inicjatyw, które znowu ściągają ludzi, co napędza koniunkturę tym, którzy już mają tam swój biznes i podnosi atrakcyjność całej okolicy.


i przeciw...

Argumenty przeciwko deptakowi zasadniczo skupiają na dwóch kwestiach. Po pierwsze, ruch samochodowy – istnieje prawdopodobieństwo, że istnienie deptaka bardzo poważnie utrudni sprawny przejazd przez miasto, przynajmniej tak długo, jak w planach jedynie pozostaje obwodnica miejska (choć fakt budowania jej na podstawie zamysłów sprzed lat blisko czterdziestu, gdy Koszalin był zupełnie innym miastem nie nastraja optymistycznie). Druga wątpliwość dotyczy realności zakładanych zmian. W centrum miasta dominują instytucje finansowe, pubów i restauracji jest zaledwie kilka i wyglądają one na dość dobrze przystosowane do obecnych warunków przez co mogą nie być zainteresowane wiążącymi się z dość znacznymi kosztami zmianami. Okoliczności te grożą, tym, że deptak, będzie tak samo pustym i mało atrakcyjnym do odwiedzania miejscem jak obecnie Rynek Staromiejski.

Gazony to za mało

Najłatwiejszą częścią procesu tworzenia deptaka w Koszalinie jest zablokowanie jednego z pasów ruchu i zmiana organizacji poruszania się po mieście. Dużo bardziej skomplikowanym zadaniem jest sprawienie aby deptak stał się atrakcyjny dla przedsiębiorców, mieszkańców i artystów. Większa część tego zadania spoczywa na barkach aktualnie rządzących Koszalinem. Eksperymentalny deptak w czasie Dni Koszalina da odpowiedź na pytania odnośnie atrakcyjności tego pomysłu wśród mieszkańców Koszalina oraz zdolności przystosowywania się do nowych warunków, tych którzy z przejazdu przez centrum miasta korzystają najczęściej. Jeśli majowy deptak zakończy się sukcesem, to włodarze miasta będą musieli podjąć wysiłek aby centrum miasta zaczęło się przeobrażać. Sama zgoda na tak niecodzienną próbę świadczy o otwartości Ratusza na świeże, czasem rewolucyjne wizje. Z drugiej strony, wciąż niezarzucona a obarczona sporym ryzykiem ekonomicznym idea parkingu pod Rynkiem każe stawiać pytania o racjonalność patrzenia na miasto i jego przyszłość tych, którzy decydują o Koszalinie.  



poniedziałek, 28 lutego 2011

Czego boi się Stanisław Gawłowski ("Długie samotne wieczory")


Krzysztof Sapała napisał tekst o lokalnym partyjnym bonzie z Platformy Obywatelskiej. Boss poczuł się urażony, tekst nakazał usunąć, zaś samego KS spotkały nieprzyjemności (utrata pracy) Zachęcam do przeczytania tekstu tutaj, treści samego artykułu, który tak przeraził ministra. Pamiętajcie o tej sprawie, gdy jesienią będzie głosować w wyborach parlamentarnych


Długie samotne wieczory

opublikowany: dzisiaj, 9:15
Stanisław Gawłowski
Stanisław Gawłowski
Stanisław Gawłowski
Autor zdjęcia: krzysztof.s
W serialu telewizyjnym "Kariera Nikodema Dyzmy" w reżyserii Jana Rybkowskiego z 1980 r. jest taka scena, w której Kasia Kunicka -  w tej roli Izabela Trojanowska, mówi do Nikodema Dyzmy, czyli niezapomnianego Romana Wilhelmiego, następujące zdanie:

Czy zawsze spędza noce pan tak samotnie, tak cnotliwie? Na pewno tęsnki pan za Warszawą, gdzie noce nie skazują mężczyzn na samotność.
Co odpowiedział Dyzma i co było później nie muszę przypominać, przynajmniej miłośnikom i znawcom tak prozy Mostowicza, jak i filmu Rybkowskiego.

Ale to było przed wojną, w okresie rządów sanacji. W czasie wielkiego kryzysu, kiedy to groziła  nam - jak mówił inny bohater tej opowieści Leon Kunicki, czyli Bronisław Pawlik - klęska urodzaju. Ale na tamtą klęskę ratunek znalazł "mąż opatrznościowy kraju" - Nikodem Dyzma. Oczywiście nie był to jego pomysł, ale Dyzma był człowiekiem sprytnym, chociaż mało inteligentnym. Poza tym miał dobrą pamięć, a z biegiem czasu, że tak powiem rozwijał się. Był też Dyzma w pewnym sensie ambitny i zacięty w tym co chiał osiągnąć. Czytał słowniki, encyklopedie a nawet savoir vivre. Ale to i tak tylko i wyłącznie fikcja literacka, za którą niestety Mostowicz zapłacił ciężkim pobiciem przez sanacyjnych oficerów.

I kiedy kilka dni temu w Głosie Koszalińskim przeczytałem krótką informację o sukcesie ministra Gawłowskiego, a przede wszystkim, kiedy przeczytałem jego krótką wypowiedź na ten temat, to od razu przypomniała mi się proza Mostowicza. Ale broń Boże, żebym miał prównywać ministra Gawłowskiego do Dyzmy. Nie, to nie tak.

W tym miejscu chciałbym przytoczyć zdanie, które powiedział minister Gawłowski na temat swego doktoratu, a które ja przeczytałem we wspomnianym wcześniej Głosie Koszalińskim:

- To był pomysł na samotne wieczory w Warszawie, z daleka od domu. Bardzo się cieszę, ale świętować będę za miesiąc. Choć to czysta formalność, muszę poczekać na decyzję rady wydziału.
I to mnie właśnie urzekło. Przecież mieliśmy, mamy i na pewno będziemy mieć wielu polityków różnego formatu i z różnych partii politycznych, którzy będą z powodu swej, jakże ciężkiej i potrzebnej dla dobra kochanej ojczyzny, pracy przebywać z dala od rodziny, od stałego miejsca zamieszkania właśnie w Warszawie. Ale jak oni będą spędzać nie tylko długie samotne wieczory, ale także i resztę wolnego czasu - chociaż jak dobrze wiemy, nasi politycy, tego ostatniego zbyt dużo nie mają - tego nie wiemy. Wiemy natomiast jak go spędzał i z jakim efektem minister Stanisław Gawłowski. To już wiemy i cieszymy się razem z PANEM MINISTREM z PO.

Bo ta nasza radość jest związana ściśle nie tylko z uzyskaniem przez ministra Gawłowskiego tytułu doktora, ale także z tym, jakie nasz kraj, a przede wszystkim rolnictwo, leśnictwo oraz środowisko uzyska korzyści. A uzyska je na pewno! Wystarczy dokładnie przeczytać tytuł pracy doktorskiej ministra Gawłowskiego.

I niby tyle, ale na pewno znajdzie się ktoś, kto zapyta co ma wspólnego minister Gawłowski z Dyzmą?
Otóż nic, na pewno nic. Między nimi jest wielka różnica. Nikodem Dyzma był - w pewnym sensie - cwany, sprytny, odważny, ambitny, czym sobie jako postać literacka i filmowa zjednał wielką sympatię czytelników i widzów, a minister Gawłowski nie jest postacią literacką.